Devil Doll - wywiad z Mr. Doctorem dla czasopisma Burrn, 10.10.2008r.

Telefoniczny wywiad dla czasopisma Burrn, dokonany 10 października 2008 roku.



Zespół Devil Doll rozpoczął swą działalność w 1987 roku. Opisz proszę kontekst, jaki stał za powołaniem grupy. 

W tym okresie byłem głęboko zauroczony niemym kinem z lat 20-tych i 30-tych, szczególnie zaś "Vampyrem" Carla Dreyera, filmami tandemu Browning/Chaney oraz wizualnymi majstersztykami ekspresjonizmu - "Wschodem słońca" i "Faustem" Murnaua, "Miłością Jeanne Ney" oraz "Dziennikiem upadłej dziewczyny" Pabsta, czy też "Variety" Duponta. Stworzyłem długą kompozycję "The Mark Of The Beast", która miała iście filmową strukturę, w takim sensie, iż muzyka i tekst były stworzone na wzór scenariusza. Zdecydowałem wtedy przełamać granice między muzycznymi gatunkami, tworząc z różnych jedną całość. Estetyka tej jedności zasadzała sie na przeróżnych odmianach głosu - rozmowy, krzyku, wrzasku, śpiewu, połączonych w jedno w ekstremalnym sprechgesang, bez studyjnych sztuczek, jedynie z własną mimiką, podobnie jak tworzył swe postaci Lon Chaney.

Zamieściłem ogłoszenie o checi stworzenia zespołu, rozpoczynające się od słów: "Im bardziej człowiek kieruje się rozumem, tym mniej ma szans, by osiągnąć wielkość. Niektórzy ją osiągają, zaś w sztuce nikt, kto nie kieruje się iluzją", powoli znajdując odpowiednich muzyków - niektórych z Włoch, innych z Jugosławii, którzy wkrótce stali się Devil Doll. Nazwa została wzięta z filmu Toda Browninga z 1936 roku. 

Pomijając sam proces komponowania muzyki, co było dla ciebie głównym źródłem inspiracji? W muzyce Devil Doll odnajdujemy rock, metal, rock progresywny, muzykę klasyczną i filmową. Opisz proszę najważniejsze zespoły, muzyków i kompozytorów, którzy są dla ciebie inspiracją. 
Moja mama była klasycznie wykształconą pianistką, która wprowadziła mnie w świat muzyki klasycznej a szczególnie jej ukochanego Beethovena w specyficzny sposób - muzyki należało słuchać w ciszy, w kompletnym mroku. Jako dziecko siadałem więc w jadalni, gdzie stał zestaw stereo, mama wyłączała oświetlenie, gdyż muzyka i światło nie mogły istnieć razem. Wyglądało to jak kinowy seans - pod zamkniętymi powiekami wizualizowałem sobie różne historie do muzyki Beethovena. Moim faworytem była druga część jego VII Symfonii, ze swą marszową, nieco pogrzebową procesją. Mama była raczej zwykłym słuchaczem znanych kompozytorów - Bacha, Mozarta, Brahmsa, Vivaldiego. Na własną rękę zacząłem odkrywać innych kompozytorów - Dvoraka, Holsta i jego suitę "Planety" (uważam "Marsa" za pierwszy hardrockowy kawałek w historii) czy "Adagio for strings" Samuela Barbera. Za inspiracje twórczości jako Devil Doll posłużyli mi: Szostakowicz i "VIII Kwartet Skrzypcowy" i "Lady Makbet mceńskiego powiatu",  Prokofiew i jego "Aleksander Newski" oraz Bela Bartok z "Koncertem na orkiestrę" wraz z Charlesem Ivesem i jego "IV Symfonią". Dużo zawdzięczam również Pendereckiemu i Lutosławskiemu za ich badania nad brzmieniem dźwięku. Spędziłem także krótki, lecz intensywny okres z muzyką brytyjskich symfoników - to Arthur Bliss, William Alwyn, Arnold Bax, Benjamin Frankel, Humphrey Searle doprowadzili mnie do eksploracji muzyki filmowej, gdyż wielu z nich pisało także partytury dla kina. Prócz twórczości Bernarda Herrmanna, który jest dla mnie życiową inspiracją, nie słuchałem innych kompozytorów z grona Amerykanów. Spośród Europejczyków cenię niezwykły talent Morricone, który ukazywał w muzyce do mniej znanych obrazów w stylu "Who Saw Her Die?" (muzyka oparta na brzmieniu dziecięcych chórów), bardziej niż uznane utwory, jakie komponował dla Eddy dell'Orso (dla mnie nudne i świergotliwe). Nie mogę nie wspomnieć również o muzyce Nino Roty do "Cassanovy" Felliniego i utworze "Il Duca di Wurtenberg", który jest jedynym utworem Devil Doll nie skomponowanym przeze mnie. Dużą inspiracją była dla mnie również muzyka rockowa, szczególnie za swoją skuteczność: trafia prosto do celu niczym skalpel chirurga. Uwielbiam np. hit Teddy And His Patches "Suzy Creamcheese", którego niekontrolowana, pierwotna energia z łatwością kompensuje kompozycyjną surowość i braki techniczne zespołu. Również pojedyncze utwory Arthura Lee napisane na 3 płytę zespołu Love "Forever Changes", czy progresywne diamenty w stylu "Red" King Crimson, "In The Tower/The Black Room" (z "Chameleon In The Shadow Of The Night" Petera Hammilla) czy choćby "Shin Toku Maru" J.A. Seazera.

A jak ma się sytuacja z tekstami? Czy tutaj masz jakieś inspiracje?
Teksty zawsze powstają jako pierwsze - to najbardziej złożony, delikatny i skomplikowany aspekt całego projektu. Liryki same w sobie SĄ muzyką. Każde słowo ma swoje specyficzne brzmienie oraz podprogowy efekt uzyskany dzięki ich kombinacji. Prócz tego, każde słowo ma także swoje znaczenie, przez co tworzenie zależności słowo - dźwięk jest dużo bardziej kręte i zagmatwane niż tworzenie muzyki. Poza tym, słowa są nagie - nic nie ukryje słabych tekstów, nawet genialna orkiestracja, czy zachwycający aranż. Wierzę w to, że w Sztuce tekst dzieła może być punktem wyjścia, choć w swej istocie jest tylko atrakcyjną fasadą, odpowiednim opakowaniem. Sztuka konceptualna to sprzeczność terminologiczna. Paradoksalnie mogę powiedzieć, że w Sztuce najgłupsza jest Inteligencja, ponieważ mechanizmy jej tworzenia a jednocześnie wchłaniania - podobnie jak w Miłości, Wierze i Magii - rządzą się prawami indukcji a nie dedukcji. To pierwotna siła poezji, niewyczerpalna, ciągle przeobrażająca się w jej kolejne metafory, pociągająca ukryte, wewnętrzne struny, cudownie otwierająca niewidzialne perspektywy poznania. Często odnajduję przyjemność w tworzeniu cytatów i odniesień, które działają jako seria słów-kluczy, rozpoznawalnych przez bliźniacze mi dusze i każdego, kto próbuje się w nie zagłębić. Niektóre odniesienia są oczywiste, często wskazane gdzieś w notatkach - jak np. Edgaar Allan Poe, Emily Dickinson, czy Emily Bronte na "Dies Irae", zaś inne są bardziej subtelne, jak odniesienia do Kafki, Bierce'a, Rilkego, czy Pirandello.
Opisz proszę koncept i tematykę poszczególnych płyt Devil Doll.

The Girl Who Was...Death



"The Girl Who Was…Death" to nasz pierwszy album przeznaczony do sprzedaży, gdyż nasz debiut "The Mark of the Beast" był czymś w rodzaju "malarstwa słuchowego", wydanym w jednym egzemplarzu, do którego wykonałem ręcznie robioną okładkę. Jeden z najbardziej zapadających w pamięć momentów "The Girl...", czyli gitarowe arpeggio poprzedzone słowami "who are you looking for..." tak naprawdę powstał już na potrzeby "The Mark...", choć tekst tego utworu był inny. Muyzka jednak pozostała ta sama, zaś wokalne i instrumentalne partie zostały zamienione miejscami.

Nagrane za pierwszym podejściem na żywo w studio, "The Girl..." jest najbardziej rockową i bezpośrednią ze wszystkich płyt Devil Doll. Oparta jest na serialu telewizyjnym "The Prisoner", w którym główną rolę odgrywał Patrick McGoohan; ten serial to jego obsesja, równie wielka jak Devil Doll moja. Za całością tego serialu stoi jeden człowiek - to on wymyślił pomysł całości, był głównym aktorem, scenarzystą głównych odcinków, reżyserem niektórych, producentem wykonawczym, osobą która gwizdała motyw tytułowy (później zaaranżowany przez Rona Greinera) oraz jedyną osobą, która wiedziała o czym traktuje całość, która z początku zaczyna się jak historia szpiegowska, zmieniając się w koszmarną alegorię o Człowieku, będącym jednocześnie Więźniem jak i Porywaczem samego siebie.

Eliogabalus




Eliogabalus prawie w całości został wykonamy przez włoską sekcję Devil Doll. Na płycie oprócz utworu tytułowego jest druga kompozycja, "Mr Doctor", która pierwotnie nosiła tytuł "The Black Holes Of The Mind" i została zainspirowana historią jednej z moich fanek, która była latami gwałcona przez starszego brata, respektowanego "lekarza", który później popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg. Oprócz innych zbrodni wymienionych w tekście utworu, zabójstwo "mojego brata" wzięło się ze snu, w którym moja matka podała mi topór (“the unnameable who gave me the axe”). Reszta historii pochodzi ze spraw, nad którymi pracowałem jako doktor prawa specjalizujący się w kryminologii. "Eliogabalus" zaś opowiada o rzymskim cesarzu, który został nim dzięki swemu pięknemu obliczu w bardzo młodym wieku. Przekroczył jednak największe granice ekscentryzmu i deprawacji, za co został zabity. Rzymski Senat zarządził, iż każdy ślad po nim powinien zaginąć i tak było aż do krótkiej notki w "Historii Augusta" Aeliusa Lampridiusa. W moim utworze zrobiłem z niego symbol różnorodności i deformacji, człowieka patrzącego na świat zza lustra. Z miejsca, gdzie i ja się znajdowałem. "The Black Holes Of The Mind" było wielokrotnie odgrywane na żywo i jest to jedyny utwór Devil Doll, który miał swoją premierę wcześniej niż na płycie. Ostatnie wykonanie zostało nagrane późno w nocnym barze niedaleko studia nagrań - można w nim usłyszeć barmana dziękującego klientowi, płacącemu za papierosy. Podczas nagrywania tego utworu, zapragnąłem nagrać również "Eliogabalusa", który skończyłem dzień przed wejściem do studia. Nie myślałem wcześniej jak wykonać jego partie wokalne, a że był to napięty okres, wszystkie są improwizowane.

Sacrilegium



To najbardziej intensywny i klaustrofobiczny album ze wszystkich, nagrywany w dramatycznych okolicznościach, podczas okrutnej jugosłowiańskiej wojny domowej. Z włoskiej sekcji zespołu tylko perkusista Rob Dani i pianista Francesco Carta ośmielili się przekroczyć granice Jugosławii. Inni zrezygnowali z wyjazdy dzień przed rozpoczęciem nagrań, jedynie Michele Fantini Jesurum dołączył do nas w ostatniej chwili. To mój przyjaciel z lat szkolnych, mistrz improwizowanej gry na organach, uczeń starego francuskiego mistrza gry na tym instrumencie, Jeana Guillou. Historia opowiedziana na tej płycie dzieje się w Europie przed wybuchem II wojny światowej; jest przeniknięta dekadencją, zwątpieniem, bliskością śmierci, co odpowiadało sytuacji na jugosłowiańskich ulicach w tym czasie. To wszystko znalazło odzwierciedlenie w mojej osobistej udręce, której wtedy doświadczałem. W rezultacie moje wokalizy są pełne desperacji i strachu przed brakiem perspektyw na przyszłość.

The Sacrilege of Fatal Arms
 

Jako towarzystwo dla naszych rzadkich występów napisałem i nakręciłem niemy film pt. "The Sacrilege Of Fatal Arms", symfonię śmierci na wzór obrazów Dreyera, którego ścieżka dźwiękowa zawiera w sobie tematy znane z "Sacrilegium" (w nieco zremiksowanej formie) oraz dodatkowo 3o minut materiału skomponowanego specjalnie na te potrzeby. Całość otwiera "Drina March", serbska pieśń wojenna, która stała się hymnem najbardziej okrutnej frakcji podczas wojny domowej. 

Dies Irae



 Po nagraniu "The Sacrilege Of Fatal Arms" rozpocząłem tworzenie albumu, który miał być zatytułowany "The Day Of Wrath". W połowie nagrań studio w których ich dokonywałem zostało doszczętnie strawione przez pożar, wywołany przez powojenne zawirowania. Z wypadku wyszedłem bez szwanku, niestety spaliły się nagrania, została jedynie niezmiksowana taśma. Konsekwentnie rozpoczęliśmy prace od nowa w innym studio. "Dies Irae" powstało na gruzach "The Day Of Wrath" i jest dla mnie najbardziej złożonym i artystycznie satysfakcjonującym albumem z całej naszej twórczości. Koncept całości opiera się na dwóch tematach: serii opartych na paradoksie filozoficznych pytań o miłość i życie, których kulminacją jest morderstwo ukochanej osoby w celu zapewnienia jej wieczności. Każda zwrotka jest logiczna, choć zasadza się na poetyckich metaforach. Drugi zaś temat jest osobisty - liryki, szata graficzna, muzyka, zawierają w sobie ponad 500 odniesień, cytatów, podpowiedzi, które ujawniają wszystkie moje inspiracje. Z lirycznego punktu widzenia spodobały mi się wersy opisujące morderstwo (“and the virgin blade kisses, freeing, your white throat”) oraz ostatni monolog bohatera po którym następuje wielki finał. Z muzycznego punktu widzenia największy sentyment czuję do części nazwanej "Incubus". Tak naprawdę skomponowałem dwie jego wersje - jedną przeznaczoną na rynek europejski, druga zaś na amerykański (w ostatniej chwili nie doszła ona jednak do skutku). Całość materiału jaki skomponowaliśmy podczas sesji "Dies Irae" to ponad 700 minut muzyki: maleńkie fragmenty "Incubusa" były tak naprawdę odrębnymi kompozycjami, z których wybraliśmy tylko kilka sekund, na wskroś logice, tak, aby całość przypominała najgorszy, niekontrolowany koszmar.

Dlaczego zastopowałeś aktywność zespołu po wydaniu "Dies Irae"? Czy masz jakieś plany na przyszłość? 
Wkrótce po tym nakręciłem mój drugi  niemy film z muzyką pozostałą z sesji "Dies Irae". Chciałem opublikować ten soundtrack, lecz porzuciłem ten pomysł, gdyż zacząłem komponować muzykę do "Zagłady Domu Usherów", niemego arcydzieła Jeana Epsteina z 1928 roku. Projekt został nagrany, jednak nie doszedł do skutku, gdyż zdecydowałem się przerwać współpracę ze Słoweńskim Narodowym Instytutem Filmowym, który zlecił mi tą pracę. Od tego czasu nigdy nie zaprzestałem tworzenia muzyki dla Devil Doll, jednak straciłem chęć jej wypuszczania na światło dzienne. Najważniejsze są dla mnie narodziny nowej kompozycji, reszta jest nieistotna.

Devil Doll znajduje swoich słuchaczy w wielbicielach różnych gatunków, jak rock progresywny, metal, hard rock. Zapewne także wielbiciele muzyki klasycznej są zafascynowani twoją muzyką. To oczywiście świetna sprawa, że twoje muzyka staje się tak uniwersalna?
Każdy muzyczny idiom - metal, gotyk, progrock, klasyka, cokolwiek - ma swój urok, gdyż kładzie nacisk na szczególny aspekt muzyki - będzie to w wypadku metalu Energia, w gotyku Atmosfera, czy Struktura w wypadku klasyki i progrocka. Najważniejsza jest jednak muzyka ze swą czarującą, magiczną mocą, która przekracza granice zmysłów. Utwór muzyczny jest niezwykły lub też niczym niewyróżniający się, ze względu na swój idiom: problem leży jedynie we wrażliwości słuchacza, który może otworzyć swoje horyzonty na dziwne, niespotykane i wymagające dźwięki, lub też może utknąć w swoim idiomie, w stereotypach, będących granicami jego ignorancji. W starożytnym hebrajskim Wiedza i Miłość były jednym słowem, gdyż możesz kochać, rozumieć i być wypełnionym energią i wibracjami tego, co znasz. Ze zwrotem "to nie mój styl, smak, etc." wielu ukrywa swoją niezdolność do przekraczania granic własnych horyzontów muzycznych. Dokładnie z tym od zawsze walczyło Devil Doll.
Z drugiej strony, Devil Doll nie przynależy do żadnego muzycznego gatunku. Koncpcja wyjątkowości i oryginalności musi być dla ciebie szalenie ważna. Właściwie nie powtórzyłeś się nigdy na swoich albumach? 
Devil Doll nie przynależy do żadnego gatunku, gdyż jest lustrzanym odbiciem mojej osoby. To nie jest film, imitacja, fasada. Nie stworzyłem zespołu po to, by zadowalać innych czy sprzedawać nagrań. Nie mam czasu na pozowanie, gardzę też pozowaniem innych. Wszystko, na czym mi zależy, to niesamowita, codzienna możliwość otwierania nowych drzwi, przekraczanie limitów własnych limitów. Jeśli myślę, mówię, działam i tworzę w metrach, to następnie chcę robić to samo, ale już w centymetrach, zawsze zmieniając wrażliwość i moc moich soczewek. Dzięki temu nie ma ryzyka, że utknie się w jakiejś formule; jestem jednak ciągle tym samym, lecz zmieniającym się wesołym Udręczonym Człowiekiem.

Jakiej muzyki słuchasz dziś?
Jako iż nie posiadam telewizji, nie czytam gazet, nie jestem świadom obecnych trendów muzycznych, nie znam dzisiejszych gwiazd. Niemniej jednak, posiadam ciągle rosnącą kolekcję ponad 40 tysięcy płyt z przeróżnych muzycznych półek. Nadal czuję dreszcz emocji powstający z odnajdywania nowych, oryginalnych i stymulujących nagrań. Wartości produkcyjne oraz biegłość techniczna nie są dla mnie tak ważne jak pomysły, które często można znaleźć w przedziwnych nagraniach z każdego zakątka świata. 

Jak będą wyglądać twoje następne kroki pod względem artystycznym? Czy nadal komponujesz muzykę? Czy też planujesz penetrować inne gatunki? 
Poza muzyką, która pozostaje mym głównym zainteresowaniem, kilka lat temu napisałem i opublikowałem dwie książki, jedna to "Music For The Eyes" i opisuje wszystkie "chemiczne formuły", jakie stosował Bernard Herrmann podczas tworzenia muzyki do filmów, zaś druga to "The Bible", czyli 1200 stronicowy tom o brytyjskiej muzyce niezależnej. W tej chwili pracuję nad książką wstępnie zatytułowaną "Fear Of Music - The Music Of Fear", która analizuje ponad tysiąc muzycznych utworów zdolnych do wywołania uczucia strachu i dyskomfortu.

wywiad przeprowadził Taka Okuno z Burrn magazine

Komentarze

Popularne posty