Anna von Hausswolff - "Magia nie umrze nigdy" - wywiad z Kieronem Tylerem z theartsdesk.com



KIERON TYLER: Opowiedz o Walterze Ljungquiście, autorze "Källan" ("Źródło"). "Dead Magic" kończy utwór “Källans återuppståndelse” ("Wskrzeszenie źródła"). Nagrałaś też utwory "Källan (Prototype)", na żywo w katedrze w Lincoln, oraz "Källan (Betatype)". Ljungquist był także inspiracją dla twojego poprzedniego albumu "The Miraculous". Skąd zainteresowanie tą postacią?

ANNA VON HAUSSWOLFF: “Källan” to niekończący się utwór, którego kolejna wersja jest na nowej płycie. To wiecznie zmieniająca się pieśń, która zostanie ze mną do końca życia, w której się odnajduję, jest coś w jej harmonii i melodii, co mnie nigdy nie znudzi. Utwór zainspirowała wspomniana powieść Waltera Ljungquista, autora nie znanego szerzej, nawet w rodzimej Szwecji. Jego twórczością zainteresował mnie szwedzki dziennikarz Magnus Haglund, wiedząc, iż pisarz pochodził z Österland, tego samego miejsca w Szwecji, co moi rodzice. Żyli tam również dziadkowie, do tej pory mieszka tam moja ciotka. Magnus powiedział mi, iż po lekturze tej powieści przeniosę się w tamto miejsce. Tak też się stało.

Czy to powrót do przestrzeni, które znałaś w dzieciństwie, twoich rodzinnych stron?

Tak, to osobiste miejsce. Poczułam mocną więź z Walterem Ljungquistem. "Källan" pisał z pozycji swego alter ego, Jerka Dandelina (Erika Dandeliona).

Główny bohater poszukuje czegoś odległego od współczesnego życia. Czy widzisz w nim odbicie siebie? 

Widzę w nim siebie samą. To dziecko stające się dorosłym, podług granicy między rzeczywistością a wyobraźnią, podejmujące walkę ze światem, tym co cię otacza, ludźmi, naturą, ich wzajemnym oddziaływaniem. Mogę odnieść się do tej walki.

Cytat, którego używasz w celach promocyjnych "Dead Magic" pochodzi z Ljungquista: “Żyjemy w czasach pozbawionych ciszy i tajemnic, podczas ich nieobecności żadna legenda nie może powstać.” Czy te słowa w czasach Internetu, Twittera, Facebooka mają sens?

To część wiersza powiązanego tematyką z albumem. To, co mamy dziś, to niesamowita przejrzystość otaczających nas rzeczy. Wszystko musi być wyjaśnione, otwarte, precyzyjne; na wszystko możemy znaleźć odpowiedź. W wypadku przejrzystości polityki to bardzo dobrze. Jednak w wypadku sztuki ważnym jest, by nie odkrywać od razu wszystkich kart, jedynie nakierować odbiorcę na pewne kierunki, by sam mógł do nich dotrzeć. Zachęcasz wtedy ludzi do korzystania z własnej kreatywności i wyobraźni, by stworzyli bardziej osobistą więź ze sztuką.

Czy to smutne, że ludzie prowadzeni są za ręce, przez co nie muszą myśleć?

Tak, ludzie zmienili się w zombie i stali się leniwi. To dobra sytuacja, kiedy nie masz wszystkiego podanego na tacy i nie do końca od razu wszystko rozumiesz. Przemyśl to sam. Ludzie są jednak sprytni, przez co wyjaśnianie wszystkiego sprawia, że pewne rzeczy stają się po prostu głupie.




W duchu tej wypowiedzi porozmawiajmy o otwierającym "Dead Magic" utworze "The Truth, The Glow, The Fall". Z tekstu możemy domyśleć się, iż chodzi w nim o Gian, mityczną kobiecą figurę , odporną na czary i złe rzeczy, o której pisała Madame Bławatska. 

Wiem kim była Bławatska, możesz tworzyć odniesienia do jej twórczości, lecz to nie to... Po co to powiedziałam? (śmiech). Lubię, gdy moje teksty są otwarte na interpretację. Czasem użycie pewnego zwrotu daje mi narzędzie do wejścia w inną interpretację. 

W utworze "The Truth, The Glow, The Fall" – cokolwiek byśmy o nim nie mówili – oraz w "The Mysterious Vanishing of Electra", wyraźnie widać mocny pierwiastek kobiecości. Czy kobieca tożsamość identyfikuje "Dead Magic"?

Myślę, że tak. Poprzednie moje płyty były wolne od tematyki płci i ludzkiej seksualności. Wraz z "Dead Magic" częściej używam zaimków "ona", "ja", "moje". To nieświadomy sposób, w jaki mieszam własną tożsamość w strukturę utworów.

Interesujesz się czasami przedchrześcijańskimi, pogańskimi...

Szamanizmem. Interesuję się duchowością i jej początkami. Jeśli miałabym odnieść się do religijnego, bądź duchowego doświadczenia, to właśnie szamanizm jest dla mnie najbliżej idei Boga.

Skoro wspominasz szamanizm, czy masz w sobie coś z Lapończyka?

Nie. W 2010 spotkałam grupę Lapończyków w Abisko w północnej Szwecji, gdy przez sześć dni tworzyliśmy muzykę; to był mój pierwszy kontakt z ich światem i kulturą. Nauczyli mnie swej duchowości, fundamentalnego postrzegania świata, natury, ich wpływu na ludzi. Nauczyłam się wiele. Ten zespół nazywał się Adjágas.

Duża część twojej muzyku maluje pejzaże, tekstowo także możemy znaleźć połączenie z krajobrazami.

Adjágas opowiedzieli mi o joik (styl wokalny Lapończyków) i o tym skąd pochodzi, jak odnosi się do środowiska. Ten dźwięk może mieć wiele odcieni: lis ma swój joik, rzeka swój, każdy głaz swój.  Bez użycia słów czy odgłosów zwierząt, reprezentuje przeróżne rzeczy, co jest mocno inspirujące. 

Czy joik wpłynął na twój styl śpiewania? Twój głos stał się bardzo dziki, co słychać przede wszystkim w "The Mysterious Vanishing of Electra".

Lapończycy mają własną technikę, ich płynność śpiewu oraz podejście od strony rytmicznej, jak i większe skoki między nutami są bardzo inspirujące. Z drugiej strony także wpływ na mnie miała egzotyka - Yma Sumac jest wokalistką, której ostatnio słuchałam najwięcej, szczególnie zaś "Miracles", jej rockowy album z 1971r. To dosyć ciekawe połączenie jej śpiewu z nowym dla niej gatunkiem, mocno psychodelicznym rockiem. Wychodzi to całkowicie naturalnie, gitary są tam nieziemskie. Najlepsza płyta wszech czasów.



Na żywo śpiewałaś Nico.

Nico to jedna z moich dziecięcych idolek, z całej galerii silnych, inspirujących postaci. W Nico podoba mi się jej większa niż u innych introwertyzm i tajemniczość. Jej dzieła są ponadczasowe. To nie tylko dobra wokalistka, ale kompozytorka kompleksowych i niespodziewanych kompozycji, prawdziwych w swej czystości. Nie można jej skategoryzować. Łatwiej przychodzi to z Patti Smith, zaś Diamanda Galas jest całkowicie unikatowa. Słuchałam też nieco Siouxsie and the Banshees.

We wkładce "Dead Magic" znajdują się podziękowania dla granulowanego dźwięku syntezatora. Cóż to takiego?

(wrzaskliwy śmiech) Cóż, zapytałam Randalla Dunna, co chciałby napisać we wkładce. Przesłał mi te słowa. Zgaduję, że to jeden z jego dziwnych programów, jakie ma w swoim IPadzie. 

Inaczej niż w wypadku Twoich poprzednich płyt, "Dead Magic" powstawała etapami. Czy to trudniejszy sposób nagrywania? Czy miałaś odgórny pomysł na brzmienie całości? 

Z góry miałam ułożoną całą koncepcję wraz z nagrywaniem tej muzyki na żywo. Gdy posłałam dema utworów Randallowi, stwierdził, że jest w nich duża ilość informacji, które będziemy musieli pociąć i nagrywać etapami. Napisał mi: "Musisz usiąść i ułożyć tempo dla każdego utworu, abym miał lepszy wgląd w całość oraz w brzmienie każdego instrumentu". To zniszczyło moją wizję. Pierwszy raz spotkaliśmy się na pięć dni w studio. Potem dwa dni w Kopenhadze z organami w Marmorkirken. Kolejne dwa dni na wokale oraz dogrywki i syntezatory. Analogowych miksów całości Randall dokonał jednak w Stanach, więc wysyłaliśmy sobie w kółko nasze pomysły o przedziwnych porach.  Nie mogłam wyjechać do Stanów, gdyż pracowałam w teatrze w Gothenburgu.

Brzmi skomplikowanie.

Przez pierwszy dzień nagrań niesamowicie się pociłam, byłam poddenerwowana. Gdy gram piosenki na żywo, ich dynamika i tempo wychodzą mi bardzo naturalnie. Niektóre utwory na płycie mają inne tempa niż grane na żywo, dlatego też podoba mi się jego brzmienie - to zupełnie inna rzecz. Randall zbudował masywną ścianę dźwięku, co chwila odkrywam w nim coś nowego. 

Czy to owa ściana dźwięku sprawiła, iż zainteresowałaś się dużymi organami piszczałkowymi? 

Tak, ściana dźwięku, ale i zmienność dźwięków, nieprzebrane możliwości. Organów tych możesz używać na wiele sposobów, także jako instrument perkusyjny, którego miechy pozostają w ciągłym ruchu. 

Skąd przyszło zainteresowanie tym instrumentem? 

W 2012 grałam koncert w Kopenhadze z małym syntezatorem o gównianym dźwięku; jedyny dobry program w nim to były organy. Zaczęłam komponować w nim nowe utwory, iść w stronę budowania masywnych, ciężkich brzmień. Jednak nie da się tego zrobić na pianinie. Zaczęłam szukać głębiej.

Czy potrafisz czytać zapis nutowy?

Umiem odczytać podstawowy zapis, lecz lepsza jestem w zapamiętywaniu melodii. Umiem grac z nut, lecz uczyłam się zapamiętując to, co robił mój nauczyciel. W szkole średniej próbowałam śpiewu, jednak bardziej skupiałam się na grze na perkusji i pianinie. Byłam członkinią kower bandu grającego klasyki hard rocka, utwory AC/DC, Black Sabbath i Led Zeppelin. 

Dorastałaś w artystycznej rodzinie. Twój ojciec to kompozytor i twórca współczesnej sztuki, zaś siostra tworzy obrazy do Twojej muzyki. 

Zaś moja matka to psycholog, bibliofil zakochany w czytaniu książek. To ona zachęcała mnie do nauki rzemiosła, technicznej strony instrumentów. Mój ojciec skupia się na poszukiwaniu wolności, mam po nich różne talenty. 

Twój ojciec interesuje się EVP (Electronic Voice Phenomena), czy coś z tych zainteresowań przeszło także na Ciebie?

(śmiech) Tak, na pewno. Słyszałam owoc jego współpracy z Michaelem Esposito. Mój ojciec jest niesamowicie produktywny, za każdym razem gdy jestem w domu, pokazuje mi nowe rzeczy. 

Czy wierzysz w duchy?
Nigdy żadnego nie widziałam. Ale to nie znaczy, że nie istnieją. Nie wykluczam, że są wokół nas duchy, niekoniecznie wyglądające tak, jak o tym myślimy. To być może nieznane nam siły i energie unoszące się wokoło... Myślę, że jest taka możliwość.

Przez twoje albumy przewija się idea duchów i istot nie będących ludźmi. 

Lubię myśleć, że poza tym światem istnieje inny, świat z mojej wyobraźni i fantazji. To jak spoglądanie na ocean albo horyzont, który pokazuje Ci, jak jesteś mały, możesz się w nim zatopić. Zagłębianie się w historie u duchach działa w podobny sposób, pomaga mi zapomnieć o czasie i przestrzeni. Korci mnie nieznane. Dzięki temu czuję mocniejszą więź, harmonię z moim otoczeniem. Tworzysz własny świat, w którym możesz przebywać.

Jak opisałabyś "Dead Magic"?

Magia nie umrze nigdy.



Komentarze

Popularne posty